Duplo na start!

Miłością do Lego zapałałam jakieś ćwierć wieku temu, kiedy Mikołaj przyniósł mi w prezencie łódkę Lego z marynarzem i armatą. Od tego czasu aż do "zniszczenia" wertowałam wszystkie dostępne mi i pieczołowicie zbierane (głównie przez starszego brata) katalogi z zestawami. Zawsze intrygowała mnie seria Duplo przeznaczona dla najmłodszych - obiecałam sobie wówczas, że moim dzieciom sprawię jej wszystkie możliwe zastawy :). Dlatego Duplo mamy w domu sporo i bardzo je lubimy. Ostatnio udało nam się wziąć udział w testowaniu na mamotoja.pl (swoją drogą bardzo polecam zakładkę konkursy) Mojej Pierwszej Układanki (zestaw 10885), której pewnie sama bym nie kupiła, bo wydawała mi się... za droga.



Zestaw różni się od większości znanych mi propozycji Duplo. Nie ma tutaj figurek, pojazdów, klocków-przedmiotów. Jest za to piętnaście elementów o identycznym kształcie prostopadłościana, występujących w pięciu kolorach, na których namalowane są zebra, żyrafa, flaming, krokodyl i tygrys. Na każde zwierzę przypada po trzy klocki identycznego koloru (jeden na głowę, drugi na tułów i ręce, trzeci na nogi). Podstawowym zadaniem dziecka jest poprawne ułożenie wizerunków zwierząt.

I tu właściwie można by zakończyć. Ot układanka, jakich na rynku mnóstwo. Coś tam dziecko popróbuje poskładać, coś mu wyjdzie, coś nie, z czasem zostanie w tym mistrzem i... się znudzi. Zabawka trafi do kąta, na strych, do śmietnika, a w najlepszym przypadku do innego dziecka.
Ale przecież to Lego! Tu nie ma takiej możliwości. Układankę można wykorzystać na mnóstwo sposobów!

Kiedy dziecku już znudzi się poprawne składanie zwierząt może do woli bawić się w tworzenie nowych gatunków zwierząt - każda głowa "pasuje" do każdego tułowia, a ten znowu "pasuje" do każdego dołu. Można wymyślać nazwy nowych gatunków, bawić się w opisywanie ich cech, tworzyć historie powstania. Co kto lubi. U nas jednak starsza córka póki co sprzeciwia się międzygatunkowym miksom :).

Podobało jej się natomiast zabawy dydaktyczne z układanką. Świetnie poszło jej grupowanie klocków wg koloru (przy okazji ćwiczyła nazwy barw). Większy problem miała natomiast z kontynuowaniem sekwencji, czyli łączeniem klocków w różnych kolorach według zapoczątkowanej przeze mnie kolejności (sądzę, że to było po prostu za trudne jak na dwulatka) - spróbujemy do tego wrócić za jakiś czas. I oczywiście liczenie! - Nie ma nic bardziej pasjonującego niż odliczanie kolejnych klocków!



Układanka świetnie sprawdziła się także w charakterze gry towarzyskiej. Wystarczyło jedynie uzupełnić ją sześcienną kostką, na której każda ze ścian miała przypisany jeden z kolorów klocków, a szósta ścianka była "jokerem" - jej wylosowanie dawało możliwość dowolnego wyboru barwy. My wykorzystaliśmy kostkę od starego Twistera. Spokojnie nadałaby się zwykła kostka do planszówek z doklejonymi znacznikami kolorów (folia albo papier samoprzylepny) lub oklejone sześcienne pudełeczko np. po kremie. Spróbowaliśmy trzech wariantów gry - wszystkie szybkie i tak proste, że nawet dwulatek z małą pomocą w zrozumieniu reguł mógł brać udział w rodzinnej rozgrywce.
W pierwszym wariancie każdy z graczy rzucał kostką i zabierał z dostępnej puli wylosowany klocek. Wygrywała ta osoba, która najszybciej złożyła całe zwierzątko w jednym kolorze (a więc jako pierwszej udało się jej trzykrotnie wylosować ten sam kolor).

Drugi wariant był bardzo podobny, z tym, że wygrywał ten, kto jako pierwszy miał u siebie przynajmniej po jednym klocku z każdego koloru.

Ostatnim pomysłem na grę z wykorzystaniem układanki było wspólne budowanie wieży. Każdy gracz po kolei wyrzucał kolor i dopinał do wieży właściwy klocek. Kto wyrzucił kolor już "niedostępny" w puli klocków ten odpadał. Wygrywała osoba, która najdłużej utrzymała się w grze.
A na koniec elementy układanki cudownie (bo starałam się je trzymać osobno) trafiły do swoich braci z rodziny Duplo i zasiliły szeregi ukochanych klocków :). Rewelacyjnie sprawdzają się jako ściany domów (od razu z portretami zwierząt), podpory, fragmenty pociągu, itd. Wielofunkcyjność pełną parą!

I na koniec czas na małe podsumowanie. Nie ma się co oszukiwać, Lego... to Lego i żadna podróbka go nie zastąpi. Rewelacyjna jakość, przemyślane detale, bezpieczeństwo. Klocki bardzo dobrze się łączą, a budowle są trwałe. Moja Pierwsza Układanka jest zestawem dedykowanym najmłodszym dzieciom i faktycznie to one najefektywniej z niej skorzystają. Poćwiczą kategoryzację, analizę i syntezę wzrokową, zdolności manualne, językowe i społeczne oraz pobudzą wyobraźnię do działania. Z klocków będą mogły, tak jak u nas, korzystać na wiele sposobów (swoja drogą to super zabawka do zabrania w podróż). To dobry zestaw na rozpoczęcie przygody z Duplo lub niestandardowe rozszerzenie posiadanej kolekcji.
Zauważone minusy? Cena. Katalogowo układanka kosztuje 79,99 zł. To dużo jak za 15 klocków o identycznym kształcie, tym bardziej, że w tej cenie można kupić już naprawdę bogate zestawy tematyczne. Na szczęście zestaw można znaleźć dużo taniej w różnych promocjach (szczególnie przed Mikołajem pojawia się sporo atrakcyjnych ofert). Producent mógłby pomyśleć także o zmniejszeniu pudełek, w których sprzedawane są zestawy. W większości przypadków mogłyby być one o wiele mniejsze, co obniżyłoby zużycie surowca potrzebnego do ich produkcji, koszty transportu i (miejmy nadzieję) cenę.
Czy polecam? Tak! I to bardzo. Bo uczy, bo rozwija, bo się łączy z innymi, bo zajmuje dziecko na dłuższy czas.
A Wy znacie Duplo? Jakie zestawy posiadacie w swoich kolekcjach?



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kalendarz adwentowy dla dwojga

Produkty dziecięce za grosze